Kotek doczołgał się resztkami sił
Wczoraj karmiłam kotki. Wszystkie się najadły porozbiegały, pokładły na słońcu. Odczekałam jakiś czas, nie chciało mi się wracać do domu. Patrzyłam na nie jak się wylegują, inne bawią. Przytulałam kilka odważnych. Jak nigdy, jakby mnie coś tam trzymało, że trzy razy zamierzałam odejść i ciągle rezygnowałam. W końcu postanowiłam wracać, ale żeby zlikwidować niczym nieuzasadniony niepokój, który się we mnie budził, zaczęłam chodzić i sprawdzać każdego który nie uciekł. Na dywaniku jaki położyłam dzień wcześniej leżały przytulone do siebie dwa koty. Sprawiał wrażanie bardzo szczęśliwych. Oblizywały się po jedzeniu. Nagle zamarłam.
Tuż za nimi zobaczyłam głowę białego, oklejonego czarną ziemią kotka, który wychylał się resztkami siły, bym go zobaczyła. Spojrzałam przerażone i w myślach w jednej sekundzie zastanawiałam się kto to jest. Podbiegłam do niego, a on osuwał się błyskawicznie na ziemię. Upadł na boku ostatkiem siły. Sprawiał wrażenie umierającego. Byłam przerażona. Złapałam do na ręce i pobiegłam z nim, do wody. Krzyczał chyba bardziej z bólu niż przerażenia. Zastanawiałam się czy jest chory czy go ktoś otruł. Widziałam jednak tego roku kilka takich przepadków. Weterynarze mówią że to bardzo silny wirus. W Internecie już wcześniej doczytałam, że to może być grypa. Mimo to nie poddają się i walczę. Obmyłam buzię wodą aby się nie udusił piachem. Przemyłam nosek, oczy. Widać, że nie miał siły iść. Doczołgał się resztkami siły. Buzia z której bezwiednie leciała ślina leżała nie raz, nie mogąc się podnieść. Był brudny, odwodniony, lecący przez dłonie.
Podałam mu natychmiast płyny plus suplementy. To nie lekarstwo, ale witaminy były mu bardzo potrzebne. Wieczorem, którego dożył, tuż po wizycie u weterynarza dostał antybiotyki, te sprawdzone, które w ostatnich miesiącach uratowały życie czterech młodych kotków, które niespodziewanie się pojawiły. Na tyle zwierząt umierających w okolicy to był nasz sukces. Wreszcie opracowaliśmy "patent" radzenia sobie z wirusem. Sam antybiotyk nie wystarcza, bez niego inne leki też nie są wstanie pomóc.
Anybiotykoterapia połączona z zestawem witamin daje nadzieje i pierwsze pozytywne rezultaty. Kotek nadal walczy o życie. Dzisiaj rano ponownie dostał antybiotyk, witaminy, płynną karmę. Choć cały czas leży, nie rusza się, podniósł lekko głowę, i zjadł samodzielnie kilka kawałeczków mokrej karmy.
To daje nadzieję. Jest szansa, że nam się uda. Nawet nie myślę o tym co inni mówią. W takich chwilach wszystko nie ma znaczenia. Liczy się tylko ten moment. On musi przeżyć. Przeżyje.
Na zdjęciu zaopiekowany, lekko przemyty kotek
Komentarze
Prześlij komentarz